czwartek, marca 30, 2006

Przepiekna kraina autostopu


Po jednym dniu w stolicy ruszamy na polnoc, zeby tam znowu wjechac do Argentyny. Chcemy jednak spedzic jeszcze jedna noc na urugwajskiej wsi. Maxi daje nam namiary na swoich rodzicow w Paysandu. Stop idzie jednak tak swietnie, ze wyladujemy na noc jeszcze dwie godziny jazdy stamtad dalej na polnoc, pod Salto.
Urugwaj to kraina niespecjalnie cieszaca sie powodzeniem wsrod turystow zagranicznych. No, moze - Colonia i wybrzeze, ale zeby ktos sie zapuszczal w te strony co my, to raczej rzadkosc. Nam jednak bardzo sie tutaj podoba. Po pierwsze, gdyby wyciac palmy, to krajobrazy sa dokladnie takie same jak w Polsce, po drugie jest bezpiecznie i spokojnie (co podkresla kazdy napotkany mieszkaniec), no i po trzecie autostop funkcjonuje rewelacyjnie. Ludzie sa przemili i pomocni.
Raz, idziemy droga w kierunku bramek wjazdowych na autostrade i nagle sama z siebie zatrzymuje sie wielka ciezarowka, nawet nie wystawialismy palca. Gosc, ktory nas zabiera, okazuje sie byc kims niesamowitym. Jest to facet ktory ma swoje 2tysieczno hektarowe gospodarstwo rolne (my mu mowimy ze olbrzymie, on nam ze jak na warunki urugwajskie, to niewielkie), prowadzi interesy razem ze swoim bratem i chyba calkiem niezle im to idzie. Opowiada nam o swojej rodzinie - o synu, ktory niewiadomo czy berdzie chcial przejac interes po ojcu (bardzo go to martwi) i o dwoch corkach, ktore ku jemu wielkiemu niezadowoleniu mieszkaja w Montevideo ze swoimi chlopakami. Facet jest takim typowym konserwatysta, ojcem rodziny, ktory z niejednego pieca w zyciu chleb jadl i wiele madrych rzeczy ma do powiedzenia. Narzeka na to ze ciezko cokolwiek wyeksportowac, bo wiekszosc krajow, wycierajac sobie gebe sloganami o otwartym, wolnym rynku naklada jednoczesnie coraz to nowe cla i ograniczenia, jak Unia Europejska na przyklad. Mowi ze jeszcze Stany kupuja od Urugwaju relatywnie najwiecej. Facet naprawde zaskakuje nas swoja wiedza, blyskotliwoscia, swoimi zartami. Zaprasza nas zebysmy pojechali zobaczyc jego ziemie. Jaka szkoda ze nie mamy na to czasu... Chetnie nie tylko zobaczylibysmy ziemie, ale zabawilibysmy u niego ladnych pare dni. Niejednej ciekawej rzeczy bysmy sie zapewne od niego nauczyli.
Pod wieczor kolejny mily kierowca podwozi nas pod kemping pare kilometrow przed Salto. Znajduja sie tu wody termalne - jedna z najwiekszych atrakcji Urugwaju. Rozbijamy namiot, wyciagamy reczniki, placimy niedrogi wstep i juz po paru chwilach moczymy swoje zmeczone podroza ciala w goracej wodzie, rozmawiajac na temat tego jak ciezkie jest zycie autostopowicza i ze kazdemu plecakowiczowi po przejechaniu duzej ilosci kilometrow powinna przyslugiwac taka kapiel.
Tak naprawde te termy to nic specjalnego. 3 baseny z ciepla woda i tyle, ale sciagaja tu tlumy turystow z calego kraju. Coz, na bezrybiu i rak ryba, za wiele atrakcji to chyba ten Urugwaj nie ma.
Ale i tak bardzo nam sie w tym kraju podobalo. W przeciwienstwie do Argentyny Urugwaj zegna nas najmilej jak moze. Nastepnego dnia po wielu trudach docieramy w koncu do granicznego mostu. Tutaj nic juz prawie nie jedzie. Przejscia pilnuja policjanci. Gadamy z nimi chwile. Nadjezdza pierwszy pickup. Policjant go zatrzymuje i nakazuje kierowcy zeby nas zabral i przewiozl na druga strone rzeki az do granicy z Argentyna. Ten niechetnie, jednak wykonuje polecenie stroza porzadku. Zegnamy Urugwaj, te przepiekna kraine autostopu.

Brak komentarzy: