czwartek, marca 23, 2006

Buenos Aires, cos wiecej niz tylko tango


Jak mowia Buenos Aires to miasto, ktore nie spi. Nie wiem do konca ile w tym prawdy, ile mitu, ale na pewno miasto to nie spalo pierwszej nocy, kiedy przyjechalismy. Byla to noc Swietego Patryka. Chodzilismy po zatloczonych ulicach centrum razem z Javierem i jego znajomymi. Miasto pilo i bawilo sie do upadlego. My padlismy dosyc wczesnie, bo juz o jakiejs 2 - 3ej.
Nastepnego dnia wsiedlismy w mikro(bus) i ruszylismy do jednej z dzielnic Buenos, zwiedzanie zaczelismy od Plaza de Francia. Jest to miasto tak wielkie, ciekawe i zlozone, ze nie da sie go rozszyfrowac w pare godzin jak na przyklad Santiago de Chile. Kazda dzielnica ma swoje centrum, swoja logike. Sa przynajmniej 3 takie dzielnice ktore bezdyskusyjnie trzeba zobaczyc. My zaczynalismy od Recolety, gdzie w pierwszej kolejnosci natrafilismy na olbrzymi market z artesaniami i roznymi starociami - fajna bizuteria i ciuchy, mate w roznych ksztaltach i kolorach, stare zdjecia i plakaty reklamowe, magnesy na lodowki rowniez ze starymi reklamami np. coca coli, podstawki na stol z widokami z Buenos i tangiem.
Dalej odwiedzamy cmentarz. Przepiekny, niesamowity. Grobowce wygladaja tu jak male domki, aleje jak ulice w miescie. Odnajdujemy bogactwo pomnikow jakiego nigdy w zyciu na zadnym cmentarzu nie widzielismy. Najbardziej oblegany przez turystow jest oczywiscie grobowiec Evity. Martwej, ale dla wielu wciaz niesmiertelnej, o czym zreszta przekonamy sie jeszcze wkrotce.
Spacerkiem dochodzimy do najszerszej ulicy na swiecie, przecinajacej Buenos w pol, z wysokim obeliskiem wbitym w samo serce miasta.
Nie mamy wiele czasu, bo o 16.30 zaczyna sie demonstracja z okazji 30 lecia wprowadzenia krwawej dyktatury. Zanim jednak ulice miasta zostana rozdeptane butami demonstarntow, a powietrze wypelni sie rykiem bebnow i haslami pelnymi nienawisci, opowiem wam jeszcze o Buenos.
Na jego zwiedzanie poswiecilismy 2 kolejne dni. Marcin zartowal sobie, ze zeby przyciagnac czytelnikow nada tytul wiadomosci stad: ¨Tango, seks i dulce de leche¨. Wiadomo ze w tym co sie mowi o Buenos Aires jest wiecej mitu niz prawdy - tylko niewielki procent ludzi potrafi zakrecic noga w rytmie tango, magiczny swiat malowniczych przyportowych uliczek z kolorowymi kamienicami jest bardziej sztucznie zakonserwowana rzeczywistoscia z lat 30, 40, 50 niz prawdziwym obliczem tego miasta, a Gardel czy Evita, to tylko ikony, symbole minionych lat pod roznymi postaciami sprzedawane na ulicach turystom, ale jakby nie bylo cos w tym jest, to miasto po czesci nadal tym zyje, cos magicznego unosi sie w powietrzu. Dzieki temu Buenos wydadaje sie odwiedzajacym je turystom tak wyjatkowe i niezapomniane.
W niedziele poszlismy na spacer po dzielnicy slynacej z tanga - San Telmo. Mielismy szczescie, ze trafilismy tu akurat w weekend, bo w dni powszednie glowna ulica dzielnicy - Defensa wyglada podobnie jak wszystkie inne w miescie. Przez caly tydzien zbiera jednak sily zeby w sobote i niedziele ozyc, rozkwitnac. Mozesz po niej chodzic godzinami i nigdy sie nie znudzisz. Znajdziesz tu rzeczy najdziwniejsze i najbardziej zwariowane. Odnosi sie wrazenie jakby polowa mieszkancow Buenos w ten wlasnie dzien wyszla na te ulice zeby cos sprzedac albo odegrac jakis spektakl - sa klauni i ludzkie pomniki, grajkowie roznej masci i koloru, uliczne teatrzyki, tancerze tango, zebracy.
Warto tu bylo przyjsc jednak przede wszystkim zeby zobaczyc spektakl glowny, ktory odgrywal sie na Plaza Dorrego. Tutaj para mistrzow tanczyla najlepsze tango jakie widzialam w zyciu. Nie tylko tanczyli, bylo to polaczone z opowiescia o historii tego tanca, przedstawiona w sposob ciekawy i dowcipny przez mezczyzne - latynoskiego casanove wyrwanego prosto z kobiecych snow. Jego partnerka byla tez niesamowita - 18 letnia pieknosc o perfekcyjnej figurze. Rewelacyjnie do siebie pasowali w tancu. Pokazali ze tango to nie powazny troche napuszony taniec w rytmie na 4, jakto sie czesto wydaje, ale cos pelnego radosci, zabawy i pasji.
Pozniej byla jeszcze la Boca - kolejna kultowa dzielnica ze swoja malownicza uliczka Caminito. Trzeba koniecznie to zobaczyc, ale jest to turystyczne az do przesady. Pasji tango z poprzedniego dnia juz tu nie odnalezlismy. Knajpa przy knajpie, przed kazda usmiechniety naciagacz- wejdz, pyszne tanie argentynskie jedzenie, najlepsze miesa, no i mamy pokaz tango. Wsrod jedzacych kotleta turystow krecace sie troche sztywnie w tancu pary. Caminito to taki skansen, czujesz sie jak w muzeum.
Buenos to miasto, ktore jest chyba najlepszym swiadectwem bogactwa i swietnosci tego kraju, po czesci nalezacych juz do przeszlosci, ale po czesci istniejacego nadal. Widzisz sporo biedy - sporo bezdomnych, sporo bardzo marnych domkow, rozpadajacych sie kamienic, nawet w tak turystycznej dzielnicy jak La Boca, ale wiekszosc miasta wyglada porzadnie, bogato, niczym w jakiejs europejskiej metropolii.
Buenos Aires to poprostu przygoda, ktora warto przezyc.

Brak komentarzy: